wtorek, 14 lipca 2015

Blog zawieszony

Zawieszam bloga. Nie mam "weny" takiej jak kiedyś, przez co trudno mi skleić kilka zdań, a to, co piszę, jest bardzo wymuszone. Nie porzucam bloga, zostaje on zawieszony, niestety nie wiem jeszcze na jak długo. Przepraszam za nie skończenie historii Amelii i Patryka, ale sądzę, że wrócę do bloga po wakacjach.
Dziękuję za dotychczasowe komentarze, to bardzo mnie wspierało ;)

wtorek, 7 lipca 2015

VIII

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Ja oczekiwałam prawdy. Wiedziałam, że on mi jej nie wyjawi, tylko wymyśli jakąś dramatyczną historyjkę, dzięki której wpadłabym mu w ramiona. Patryk widocznie potrzebował czasu, aby poukładać sobie w myślach swoje nic niewarte wyjaśnienia. W pewnym momencie chłopak zbliżył się do mnie i zaczął swoją opowieść.
- Pamiętasz, dlaczego wyjechałem rok temu? - zapytał.
Nie miałam pojęcia, jaki to miało związek ze sprawą, o której powinien teraz mówić. Musiałam jednak sobie przypomnieć, jaki był powód jego przeprowadzki.
- Miałeś chyba jakiś wypadek. Coś z nogą, tak? - nie byłam do końca pewna.
- Podczas treningu piłki nożnej zderzyłem się z bramkarzem. Jemu nic się nie stało, jednak moja noga mocno ucierpiała, gdy uderzyłem nią w bramkę. Kość była złamana w kilku miejscach, z przemieszczeniem...
- Dlaczego mi to mówisz? - przerwałam mu - Miałeś chyba mówić o czymś innym?
- Bez wstępu nie zrozumiesz dalszej części - uśmiechnął się lekko. - Więc, z moją nogą nie było dobrze. Lekarz stwierdził, że muszę chodzić później na rehabilitację, żeby z nogą było wszystko w porządku. Moi rodzice jednak zawsze byli nadopiekuńczy. Stwierdzili, że muszę być pod opieką najlepszych lekarzy. Dlatego wyjechaliśmy do Wrocławia.
- Fascynująca historia. Poza tym, słyszałam, że najlepsi lekarze są w Katowicach - przerwałam mu po raz kolejny.
Chłopak zignorował mój komentarz i ciągnął dalej.
- Nie lubiłem chodzić na rehabilitację. Jak już mogłem normalnie chodzić, rodzice wysłali mnie do jednej z tamtejszych szkół. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że na świecie mogą istnieć aż takie snoby. Nie było tam nikogo wartego uwagi. Nikt nie był tak interesujący, jak ty.
Oczywiście musiał wtrącić jakąś głupią uwagę. Jego opowieść była nudna. Jedynie jego głos mi się podobał. Jego głęboki ton powodował u mnie drżenie. Miałam do tego słabość. Mało uwagi zwracałam na jego słowa. Dla mnie były tylko bajeczką. W pewnym momencie nawet cieszyłam się z jego niedoli. Uśmiechnęłam się, gdy o tym pomyślałam. Chłopak jednak błędnie odczytał go jako zadowolenie z zalotów, co sprawiło, że jego uśmiech powiększył się. Zdając sobie sprawę z jego niewiedzy roześmiałam się w myślach.
- Później poznałem Adama. Byliśmy dobrymi kumplami. Poczekaj, pokażę ci go na Facebooku.
- Nie interesują mnie twoi koledzy - powiedziałam, jednak chłopak już zdążył wyciągnąć telefon z kieszeni i błyskawicznie wyszukał jego profil.
- Ja robiłem to zdjęcie - wyszczerzył się.
Na zdjęciu profilowym widać było wysokiego nastolatka. Miał kręcone złote włosy, które częściowo zakrywały mu oczy o piwnym kolorze. Jego twarz wyglądała tak, jakby był wychudzony, jednak patrząc na jego sylwetkę można było stwierdzić, że jest nawet dość mocno umięśniony. Chłopak opierał się o szarą ścianę pokrytą kolorowym graffiti, ubrany w jeansowe spodnie i czarny podkoszulek.
- Ciacho z niego - mruknęłam cicho sama do siebie, jednak po minie Patryka zauważyłam, że usłyszał tę drobną uwagę.
- Ma dziewczynę - dodał szybko - poza tym, jest od nas trzy lata starszy.
- Starsi są seksowni... Ale przejdźmy do rzeczy. Nie wyjaśniłeś mi jeszcze niczego, a szczerze mówiąc, jestem odrobinę senna - chciałam go spławić jak najszybciej. Po pokoju już dawno rozszedł się zapach jego perfum, które niestety tak mi się spodobały, że w połączeniu z głębią jego głosu tworzyły mieszankę, dzięki której trudno było mi się skupić na jego opowieści. Na szczęście zachowałam trzeźwość umysłu na tyle, żeby nie brać na serio jego opowieści, którą miałam zaraz usłyszeć.
- Już wyjaśniam. Kontynuując, nie podobało mi się we Wrocławiu. Nie lubię wielkich miast. Kiedyś wracałem z jakiejś imprezy, na którą się wprosiłem. Nie wiem nawet, czy znałem gościa, który ją organizował. Moja noga była już sprawna, więc rodzice pozwalali mi się włóczyć po mieście, nawet w nocy. Impreza była sztywna, na szczęście był alkohol i nikt nie zwracał uwagi na to, że jestem niepełnoletni. Byłem pijany i postanowiłem wrócić do domu na piechotę. Niewiele pamiętam z tamtej nocy. Wiem, że spotkałem jakichś dwóch dziwnych typów.  Na następny dzień dostałem wiadomość, że mam się stawić w określonym miejscu. Nie wiedziałem, o co chodzi. Głupio postąpiłem i poszedłem tam. Jakiś dziwny człowiek powiedział, że mam odebrać dzisiaj towar i przekazać klientowi. Nie wiedziałem, o co chodzi.
- Tylko nie mów, że wpadłeś w dilerkę - wtrąciłam.
- Ja... Co? Nie! Ale w coś podobnego. Okazało się, że tym "towarem" były kradzione samochody z różnych krajów. Gość powiedział, że mają w każdym mieście pośredników, którzy przekazują je sobie i klientom, że w ten sposób jest bezpieczniej. Bałem się pójść na policję, bałem się powiedzieć komukolwiek. Grozili mi, że jak nie będę tego robił, to pożałuję... Adam jednak zorientował się, że coś jest ze mną nie tak. Powiedziałem mu o wszystkim. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Powiedzieliśmy moim rodzicom. Nie uwierzyli na początku, jednak ja poszedłem na policję. Na następne spotkanie poszedłem z policją, która obezwładniła jednego z pośredników. Na następny dzień dostałem wiadomość, że ja i mój rodzina tego pożałujemy... Policjanci kazali mi zmienić numer telefonu i wyprowadzić się z miasta. Jestem teraz objęty ochroną, a w tym - pokazał mi mały czarny zegarek, który nosił na lewej ręce - jest jakiś nadajnik, dzięki któremu rodzice i policja wiedzą, gdzie w danym momencie jestem. Na wszelki wypadek. Mama i tata mają takie same. Stwierdziliśmy, że najlepiej jest wrócić tutaj...
- Jak dramatycznie. A ta wczorajsza rozmowa przez telefon? - zapytałam. Nie wierzyłam w te historię... Była zbyt dziwna, żeby była prawdziwa. Takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach, nie w prawdziwym życiu.
Patryk zarumienił się.
- To akurat był Adam. Podczas naszej znajomości dużo mu o tobie mówiłem. Podobałaś mi się, choć dziwnie to okazywałem...
- Bardzo dziwnie - przerwałam mu.
- Adam dał mi pewne... Rady, które podobno działają na dziewczyny. Miałem być pewny siebie, okazywać zainteresowanie.
- Więc okazywałeś je przez ciągłe gapienie się na mnie? Przez dokuczanie mi? - Dziwne. To słowo wypełniało mi myśli. To wszystko było takie dziwne...
- Adam powiedział, że dziewczyny lubią, jak się im dokucza. Może tego nie zauważyłaś, ale w relacjach damsko-męskich nie jestem raczej dobry. A to patrzenie na ciebie... Zmieniłaś się przez ten rok. Bardzo się zmieniłaś.
- To źle? - zapytałam z kpiną w głosie.
- Nie - odparł z poważną miną.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Patrzyliśmy się na siebie. Ja szukałam w wyrazie jego twarzy czegoś, co potwierdziłoby jego wersję. On oczekiwał na moją reakcję.
- Chcesz coś do picia? - zapytałam.
- Nie, dzięki - odparł.
Podniosłam się z miejsca i podeszłam do lodówki. Wyjęłam z niej sok pomarańczowy, który nalałam sobie do szklanki. Stałam przez chwilę tyłem do salonu, do Patryka, opierając się o blat kuchenny. Musiałam zebrać myśli. Chciałam mu uwierzyć. A może nie chciałam? Jego historia była zbyt dziwna, zbyt naciągana...
- Nie wierzysz mi, prawda? - usłyszałam tuż obok ucha.
Chłopak stał za mną. Nie usłyszałam, jak wstaje i podchodzi. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Chciałam zostać sama. Chciałam to przemyśleć.
Patryk lekko chwycił mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. W milczeniu zdjął zegarek i otworzył klapkę z tylu. W środku, poza zwykłymi częściami zegarka, przymocowany był mały, podłużny przedmiot z migającą na czerwono diodą.
- To jest nadajnik - powiedział - gdybym kłamał, to skąd bym go miał? Jeśli się kiedyś zgodzisz przyjść do mnie do domu, pokażę ci identyczne nadajniki w zegarkach moich rodziców. Możemy nawet iść razem na policję i porozmawiać z policjantem nadzorującym tę sprawę.
Widać było, że bardzo chce, żebym mu uwierzyła... A ja przekonywałam się do tej historii coraz bardziej. Skoro nie wiedział, że będę go o to pytać, to skąd miałby nadajnik? W sumie to i tak nie miałam gwarancji, że to nadajnik. Kawałek czegoś z migającą diodą. Ale jednak.
Spojrzałam mu w oczy. Bywałam naiwna. Miałam jedynie nadzieję, że nie robię źle przez zaufanie mu.
- Dostałeś następną szansę. Bądź ostrożny, bo kolejnej nie będzie - powiedziałam, wciąż nie będąc przekonana co do prawdziwości jego historii.
Chłopak był rozanielony.
- To co, idziemy na ten spacer? - zapytał po chwili z szerokim uśmiechem na twarzy.

*************************************
Wracam z opowiadaniem. Dziękuję wszystkim, którzy byli na tyle cierpliwi, aby zaczekać na dalszą część (która miała być dłuższa, zdecydowałam jednak, że lepiej pasuje zakończenie w tym miejscu, żeby cały ten rozdział poświęcony był tylko wyjaśnieniom). Od dziś dalsze rozdziały będą dodawane regularnie we wtorki i soboty o godzinie 20:00. Czasem mogą zdarzyć się wyjątki, o których będą informacje w zakładce "Kiedy następny rozdział?"

niedziela, 22 marca 2015

VII

Sobotniego ranka musiałam wstać wcześniej niż zwykle. W weekendy zazwyczaj spałam do dziesiątej, jednak tym razem nie dane było mi się wyspać. Rodzice wyjeżdżali o szóstej rano na weekend do dawno nie widzianej ciotki, mieszkającej około czterysta kilometrów na północny wschód od Targowa. Nie chciałam jechać z nimi, wolałam zostać w domu i zaszyć się w fotelu z kocem, książką i hektolitrami gorącej herbaty z cytryną.  
W zamian za pozwolenie mi na pozostanie w domu miałam się opiekować moją sześcioletnią siostrą Mają, która stwierdziła, że jeżeli ja nie jadę, to ona też. 
Dziewczynka miała bardzo jasne blond włosy sięgające jej do połowy pleców, które zazwyczaj wiązała swoją ulubioną niebieską gumką w niestaranny koczek. Niska, nawet jak na swój wiek, posiadała wielkie brązowe oczy otoczone długimi, gęstymi rzęsami i okrągłą, pucułowatą buzię, kontrastującą z jej chudym ciałkiem. Gdy była młodsza, wszystkie zabawki wkładała między swoje duże i pełne usteczka. Zawsze zazdrościłam jej tej urody i sądziłam, że kiedyś wyrośnie z niej prawdziwa piękność. Możliwe, że odrobinę z tym przesadzałam, bo przecież każdy tak uważa o swojej rodzinie, ale ja jednak tego za wyolbrzymienie nie uważałam. Uznawałam ją za na prawdę śliczną dziewczynkę. 
Co do jej charakteru... całkowite przeciwieństwo wyglądu. Rodzicom świeciła oczkami niewinnego aniołka, za którymi czaił się mały diabełek. Nie w sensie, że mnie biła czy cokolwiek w tym stylu. Maja to istna chodząca destrukcja. Zawsze zastanawiało mnie, jakim cudem takie maleńkie dziecko może mieć tyle energii. Wiem, że nigdy nie robiła tego specjalnie, lecz za każdym razem, gdy brała coś do rąk, psuła to. Dziwiła mnie jej zmienność nastroju w tym wieku. W jednej chwili śmiała się z kreskówki, a w drugiej płakała z nie znanego nam powodu. 
Dziewczynka urzędowała po domu od samego rana, co uniemożliwiało mi dalszy sen. Robiła zbyt wiele hałasu. 
Niechętnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się w moim pokoju. Raczej pokoiku. Wiele do szczęścia nie było mi potrzebne, wystarczało zwykłe pojedyncze łóżko wykonane z ciemnego drewna z idealnie białą pościelą, stojące w przeciwległym do drzwi kącie, biurko, na którym leżał stary już laptop, znajdujące się z prawej strony łóżka obok szerokiego okna oraz szafa, wykonana z tego samego drewna, co łóżko, tuż obok drzwi. Całości dopełniały ściany o białym kolorze, mały i lekko chwiejący się stary stolik po prababci oraz kremowy dywan, który w rzeczywistości wyglądał, jakby był niedbałym zlepkiem frędzelków. Na ścianach i suficie znaczyły się namalowane czarną farbą lilie, moje ulubione kwiaty, które zdobiły także czarny parapet okna.  
Każdy w tym domu urządził sobie pokój wedle własnych upodobań. Sypialnia Mai była cała różowa, a po całej podłodze wyłożonej puchatym dywanem - oczywiście różowym - porozrzucane były niezliczone ilości lalek. Pokój rodziców był jeszcze bardziej minimalistyczny niż mój. Ściany pomalowane były na ciemno bordowy kolor, a wnętrze zdobiło tylko wielkie łóżko i duża szafa, dwa razy większa od mojej. Między pokojami biegł mały, brązowy korytarz. 
Dom posiadał piwnicę, strych, parter i jedno piętro. Na górze znajdowały się nasze sypialnie, na dole była kuchnia, salon i łazienka. Zeszłam na dół po wąskich, drewnianych schodach. Naprzeciwko siebie miałam drzwi wejściowe, po prawej małą łazienkę mieszczącą wannę z prysznicem w jednym, toaletę, umywalkę i pralkę. Ściany pomieszczenia wyłożone były biało niebieskimi kafelkami, a podłoga płytkami w tym samym kolorze. Skręciłam w lewo, do salonu połączonego z kuchnią, która znajdowała się po mojej prawej stronie. Granicę między dwoma pomieszczeniami stanowił długi, wysoki blat, podobny do takiego w klubach, oraz trzy stołki na długich, metalowych nogach, stojące przy nim. Całe pomieszczenie było w odcieniu kremowym i brązowym. Z prawej strony widziałam dwudrzwiową lodówkę, zmywarkę i zlew, na blacie stał koszyczek z przyprawami i stojak na noże. Pod blatem znajdowały się szafki zawierające garnki, talerze i miski, sztućce, kubki i szklanki oraz wszelkie przyrządy kuchenne a nawet alkohol. Po lewej miałam jasną, skórzaną kanapę, taki sam fotel i wielki stół oddzielający kanapę od dużego, płaskiego, czarnego telewizora. W kącie, przy szklanych drzwiach prowadzących na werandę z tyłu domu, stał na biurku monitor komputera, a sam komputer stał na ziemi obok, połączony z monitorem kilkoma kabelkami. W salonie siedziała Maja i wpatrywała się w jakiś dziwny program. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby telewizor nie grał tak głośno. Mogłam się założyć, że nawet na ulicy słychać było piosenkę wyśpiewywaną przez faceta przebranego za grubą, różową świnię. 
- Może obejrzymy Króla Lwa? - krzyknęłam do Mai. 
Dziewczynka na początku mnie nie zauważyła, tępo wpatrzona w bajkę. Zamrugała i spojrzała w moją stronę. 
- A co to? - spytała. 
- Nie mów, że nie znasz Króla Lwa. To moja ulubiona bajka! 
Dziewczynka pokręciła głową. 
- To ja włączę bajkę i zrobię śniadanie, co ty na to? 
Maja ochoczo przytaknęła. Do tej pory siedziała na ziemi, tuż przed telewizorem, teraz zerwała się i wdrapała na kanapę.  
Otworzyłam komodę, na której stał telewizor i znalazłam odpowiednią płytę, którą po chwili włożyłam do odtwarzacza. Bajka się zaczęła, a ja prędko zrobiłam nam tosty i nalałam soku pomarańczowego. Przeniosłam śniadanie na stół, po czym zajęłyśmy się jedzeniem. Mała wpatrzona była w ekran jak w obrazek, zauważyłam też łzy na jej twarzy w momencie śmierci Mufasy. Dawno tego nie oglądałam, lecz bajka nadal pozostawała moją ulubioną 
W międzyczasie pisałam SMS-y do Michała, który zawsze wstawał o piątej rano, więc nie bałam się, że go obudzę. Pisaliśmy praktycznie o wszystkim i o niczym. Nie zauważyłam, kiedy bajka się skończyła. Mała pobiegła na jakiś czas do swojego pokoju, a ja czytałam ostatnio kupioną książkę, jednak po około godzinie umysł odmówił mi współpracy ze wzrokiem. Czytałam jedną stronę po kilka razy, usiłując skupić się na przeczytanej przed chwilą treści. Moją uwagę ciągle coś odwracało, jakieś natrętne myśli, których nie umiałam zidentyfikować. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie w kuchni. Była dziewiąta. Nagle usłyszałam bardzo głośno puszczoną muzykę. Domyśliłam się, że Maja dobrała się do mojego laptopa. Ta dziewczynka lubiła wszystko, co głośne. Westchnęłam. 
- Chcesz obejrzeć drugą część? - usiłowałam przekrzyczeć hałas. Nie dostałam odpowiedzi. 
- Chcesz obejrzeć drugą część!? - spróbowałam głośniej, najgłośniej jak tylko umiałam. Z góry popłynęła cichsza muzyka, która po chwili całkowicie umilkła. Usłyszałam tupot stóp na schodach, po czym zza rogu wyłoniła się Maja. 
- Nie mówiłaś, że jest druga część! - krzyknęła obrażona. 
Wzruszyłam ramionami. 
- Nie pytałaś - odparłam. 
Przez chwilę dziewczynka stała w miejscu i  tylko na mnie patrzyła, lecz po chwili podbiegła i wskoczyła na kanapę tuż obok mnie. Podniosłam się, żeby włączyć inną płytę. Szukałam jej w szafce, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Maja zerwała się z miejsca. 
- Ja otworzę! - rzuciła w biegu.  
Znalazłam płytę i włożyłam do odtwarzacza. Zastopowałam bajkę, aby poczekać na siostrę. Usiadłam na kanapie. 
- Ktoś do ciebie! - krzyknęła Maja. Zostawiła otwarte drzwi i biegiem rzuciła się w moją stronę. Zza rogu wyłoniła się głowa Patryka. Chłopak zdjął buty i kurtkę, po czym wszedł do salonu, szeroko się uśmiechając. Ubrany był w ciemne spodnie i podkoszulek z nadrukiem z Gwiezdnych Wojen. Dopiero po chwili zorientowałam się, że może się śmiać na widok pidżamy a la panda, mojej ulubionej, w którą wciąż byłam ubrana. Zaczerwieniłam się i spuściłam głowę, a włosy w nieładzie spadły mi na twarz, skutecznie zakrywając rumieńce.  
- Cześć - powiedział na powitanie, machając przy tym ręką. 
- Hej. Maja, mogłabyś pójść na chwilę do swojego pokoju? - poprosiłam. 
Dziewczynka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. 
- Dlaczego? - zapytała. 
- Proszę, po prostu zostaw nas samych - odparłam.  
Nie byłam uszczęśliwiona pomysłem zostania sam na sam z Patrykiem. Nie po tym, co dzień wcześniej usłyszałam. Byłam przerażona myślą, że on ma wobec mnie jakieś plany, niekoniecznie dobre dla mnie samej. Po przypadkowym podsłuchaniu rozmowy telefonicznej chłopaka nie odezwałam się do niego ani słowem. W autobusie próbował mnie kilka razy zagadnąć, lecz zbywałam go milczeniem. Przerażał mnie. Przerażały mnie własne myśli dotyczące tego chłopaka. Miałam nadzieję, że udało mi się ukryć panikę i strach, które zazwyczaj bardzo łatwo było odczytać z mojej twarzy.  
Maja popatrzyła chwilę na mnie, potem na Patryka, po czym powoli wycofała się i pobiegła do swojego pokoju. Czekałam w bezruchu do momentu, w którym usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Po chwili usłyszałam muzykę, lecz nie tak głośną, jak wcześniej. 
Patryk stał i przyglądał mi się przez pewien czas. Ja skierowałam wzrok na szklane drzwi, na widok białego puchu osiadłego na ziemi, krzewach i drzewach. Stara huśtawka z opony lekko bujała się na mroźnym, zimowym wietrze. Wróciło do mnie wspomnienie pewnego wiosennego wieczoru, kiedy jako mała dziewczynka bawiłam się z tatą w berka. Bez żadnych zmartwień biegałam po podwórku, a tata z udawanym zmęczeniem i spowolnionymi ruchami usiłował mnie złapać. Dzieci mają tak łatwo. Bez zobowiązań, bez trosk. Sama nie byłam jeszcze dorosła, lecz masa przeczytanych książek otworzyła mi oczy na brutalność tego świata.  
Usłyszałam dwa kroki i poczułam, że chłopak usiadł z mojej lewej strony. Instynktownie odsunęłam się na drugi koniec kanapy. Nie chciałam, żeby się do mnie zbliżał, niczego bardziej nie pragnęłam, niż trzymać się z daleka od tego kłamcy. 
- Hej, co jest? Wczoraj się nie odzywałaś, dzisiaj odskakujesz ode mnie jak oparzona. Co się stało?  
Jego głos. Nigdy nie domyśliłabym się, że za tak głębokim i miłym dla ucha brzmieniem czają się kłamstwa. 
- Po co przyszedłeś? 
- Chciałem, żebyś poszła ze mną na spacer. 
Pokręciłam głową. 
- Nigdzie z tobą nie idę. Zostaję tutaj. 
- Ej, co się stało? Powiedz mi, proszę. 
W jednej chwili ogarnęła mnie złość. 
- Nie jestem idiotką, która daje się omamić i wykorzystać! Słyszałam wczoraj, jak rozmawiałeś z kimś o mnie przez telefon! Myślisz, że jestem taka głupia? Że niczego się nie domyślam? Nie mam zamiaru się z tobą użerać. Wyjdź stąd - wyrzuciłam z siebie całą złość, którą trzymałam w sobie od tamtego momentu, od podsłuchania jego rozmowy. 
Chłopak siedział przez chwilę zdumiony, wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami. Nie mógł uwierzyć, że wykryłam jego spisek. Po chwili wyciągnął rękę, aby złapać mnie za dłoń, którą szybko odsunęłam. 
-  Proszę, pozwól mi wyjaśnić. To wszystko nie tak, jak myślisz. 
Jasne. 
- Nie dam się nabrać na te twoje głupie gierki. Nie chcę cię widzieć. 
- Wyjdę, jeśli chcesz. Wyjdę, jeżeli tylko pozwolisz mi się wytłumaczyć. Już nigdy cię nie zaczepię, jeśli właśnie tego chcesz, lecz proszę, wysłuchaj mnie chociaż. 
W tym momencie nie było widać ani śladu po pewnym siebie chłopaku sprzed dwóch dni. Widać było po nim, że żałuje tego, co się stało... albo przynajmniej tego, że usłyszałam coś, czego według niego nie powinnam. Miałam mętlik w głowie, którego nie potrafiłam ogarnąć. Jednak perspektywa nie mania już z nim nic wspólnego była bardzo kusząca. Wystarczyłoby wysłuchać jakiegoś marnego wytłumaczenia, kilku nic nie znaczących słów i miałabym go z głowy. Po długim zastanowieniu pokiwałam lekko głową. 
- Mów - powiedziałam, nie patrząc w jego stronę.

piątek, 20 lutego 2015

VI

Nie spodziewałam się, że uda nam się porozmawiać dłużej niż kilka minut. A jednak. Nasza konwersacja trwała już od ponad piętnastu minut, a ja ani razu nie miałam ochoty go uderzyć. Cóż, dobry początek. Okazało się, że Patryk dorwał najnowszą książkę Kinga, której nie miałam jeszcze okazji kupić.
- Mogę ci pożyczyć, jeśli chcesz - zaoferował.
- Dzięki, ale pewnie i tak niedługo ją kupię - odparłam.
Chłopak rozciągnął usta w uśmiechu, który objął także jego oczy. Wokół nich utworzyły się malutkie zmarszczki, co dodało mu uroku.
- Co robisz jutro? - zapytał.
Zbaraniałam. Na dodatek, albo mi się to tylko zdawało, albo wyczułam w jego głosie nutkę zdenerwowania.
- Dlaczego pytasz? - odparłam powoli.
W odpowiedzi przerwał mu hałas dobiegający z szatni. Odwróciłam się, zaciekawiona tym, co się dzieje. Był tam tylko Michał i Monika, większość uczniów zazwyczaj wychodziło na miasto do McDonalda. Mnie nie ciągnęło do śmieciowego żarcia. Wolałam zdrowe posiłki.
Z szatni wypadła Monika. Dziewczyna była ewidentnie wściekła. Skierowała się w stronę wyjścia, po drodze rzucając mi i Patrykowi spojrzenie pełne nienawiści. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło. Przecież nic jej nie zrobiliśmy. Patryk jej nawet nie znał. Przynajmniej tak mi się zdawało, nie widziałam, żeby z nią rozmawiał. Natomiast ja nic jej nie zrobiłam. Owszem, żaliłam się niedawno Michałowi, że spędza z nią tak dużo czasu, że nie mam z nim nawet jak porozmawiać. Od tamtej chwili chłopak podzielał swoją uwagę między mnie a Monikę.
Tuż za Moniką, z szatni wyłonił się Michał. Na jego widok pękło mi serce. Nie był typem twardziela. Nie skrywał swoich emocji. Zawsze mówił to, co myślał. Teraz jego twarz wyrażała rozpacz i wściekłość. Chyba jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Bałam się, w jakim stopniu ta kłótnia wpłynęła na związek mojego przyjaciela.
Tkwił tam jak w transie. Wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła Monika. Po chwili otrząsnął się i rozejrzał. Jedynymi świadkami tego wydarzenia byliśmy my, to znaczy ja i Patryk oraz pewien chłopak z drugiej klasy. Gdy Michał ujrzał mnie w towarzystwie mojego wroga, osoby, o której nie raz mówiłam mu nie koniecznie pochlebnie, zastygł. Na jego twarzy malowało się czyste zdziwienie. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak blisko Patryka byłam, zaaferowana zachowaniem Moniki. Stałam z nim ramię w ramię, opierając się o ścianę. Chłopak zaoferował mi wcześniej, żebym usiadła, ja wolałam jednak zostać w pozycji stojącej. Dosyć się wysiedziałam na lekcjach.
Michał pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wszedł do szatni. Nie musiał nic mówić, wiedziałam, że chce porozmawiać.
- Przepraszam na chwilę - rzekłam do Patryka. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na jego reakcję na to widowisko. Chłopak nie przejął się tym w ogóle. Nie dziwiłam mu się. Nie znał ani Michała, ani Moniki.
Przytaknął, a ja poszłam za przyjacielem do szatni. Nie była wielka, więc od razu wypatrzyłam chłopaka w przeciwległym kącie sali. Siedział na ziemi, oparty o ścianę. Podkurczył nogi i objął je ramionami, a czoło oparł o kolana. Michał był bardzo wysoki, mierzył ponad metr osiemdziesiąt. Teraz, skulony, wyglądał jak małe i bezradne dziecko.
- Co... Co się stało? - spytałam powoli, kucając obok przyjaciela.
Podniósł głowę. Wiedziałam, że nie ujrzę na niej łez. Rzadko płakał, nawet w takich sytuacjach mu się to nie zdarzało.
- Ona... Podobno ktoś jej powiedział, że całowałem jakąś inną dziewczynę.
- Przecież to bzdura!
- Ty to wiesz, ja to wiem... Ale ona nie. Nie dopuściła mnie nawet do głosu. Najlepsze jest jednak to, że ona uważa, że to ciebie całowałem.
Niedorzeczność.
- Dlaczego stąd wybiegła?
- Powiedziałem, że jeśli mi nie ufa to... nasz związek nie ma sensu.
Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w Michała. Lubiłam Monikę, ale była ona chorobliwie zazdrosna. Wiedziałam, że chłopak naprawdę ją kocha i z jakim bólem musiał wypowiedzieć te słowa.
- Ale ja nie chcę tego kończyć. Ona chyba też nie. Musimy oboje ochłonąć, zanim znów spróbujemy pogadać - rzekł. - A tak właściwie, to co ty tam robiłaś z Patrykiem? Myślałem, że go nienawidzisz.
- Spokojnie, tylko z nim rozmawiałam. Nadal sądzę, że jest dupkiem, ale jakimś cudem udało nam się normalnie porozmawiać - oznajmiłam.
- Cud - mruknął Michał, ponownie opierając czoło o kolana.
- Nie przejmuj się tą kłótnią, dacie radę sobie wszystko wytłumaczyć i wszystko będzie tak, jak dawniej.
Wiedziałam, że nie uda mi się go zbytnio pocieszyć. Byłam w tym kiepska, ale chciałam pomóc. Michał to wiedział. Podniósł głowę i lekko się uśmiechnął.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym zadzwonił dzwonek.
Tego dnia skończyłam lekcje wcześniej, ponieważ historyczka się rozchorowała. Do autobusu i tak miałam jeszcze godzinę. Postanowiłam, że pójdę na miasto rozejrzeć się po sklepach. Nie widziałam sensu w zostawaniu w szkole, ponieważ nie miałabym z kim tam siedzieć. Moja klasa już opuściła budynek szkoły, a Michał siedział na geografii.
Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę centrum. Miasto nie było olbrzymie, lecz była tam galeria handlowa. Skorzystałam z wolnego czasu i zrobiłam zakupy w drogerii. Nie oparłam się także pokusie wydania resztek swoich oszczędności na ostatnie dzieło Stephena Kinga w empiku. Jeżeli tak dalej pójdzie, tata będzie musiał kupić mi kolejny regał na książki. W pozostałych już mi się nie mieszczą.
Zazwyczaj szłam na przystanek inną drogą. Ze szkoły musiałam przespacerować praktycznie jedną, długą ulicę. Jednak nie opłacało mi się nadrabiać dodatkowych metrów. Pokonałam więc inną drogę do autobusu. Byłam już praktycznie przy przystanku, gdy za rogiem ulicy zobaczyłam Patryka. Chciałam podejść i pokazać mu kupioną książkę, lecz zauważyłam, że chłopak rozmawia przez telefon. Przystanęłam nieopodal. Naprawdę nie chciałam podsłuchiwać. To nie leżało w mojej naturze. Ciekawość jednak wzięła górę nad dobrym wychowaniem.
- Nie, nie udało mi się jeszcze - usłyszałam. - Dałem radę z nią dziś pogadać, ale to na serio nie jest takie łatwe. Nie ufa mi - Patryk stal tyłem do mnie, ale co chwilę rozglądał się dookoła. - Stary, gdyby była - jak mówisz - taka, jak inne, to już wczoraj miałbym ją owiniętą wokół palca! - stał chwilę w ciszy, słuchając odpowiedzi rozmówcy. - Nie, powtarzam ci, nie potrafię zdobyć zaufania Amelii po zaledwie dwóch dniach, ledwo pozwala mi się zbliżyć!
Ach tak. Więc miałam rację. Patryk miał co do mnie jakieś plany, nie koniecznie kierowały nim czyste intencje. A już myślałam, nie, zaczynałam myśleć, że naprawdę się zmienił. "Głupia!" skarciłam się w myślach. Wrócił zaledwie wczoraj, a ja już mu chciałam wybaczyć te wszystkie lata. Nie wiedziałam, co mną kierowało. Być może zaślepiłam się tym, że uwielbia mojego ulubionego autora. Jednak to była chyba jedyna rzecz, która nas łączyła. Nie powinnam się z nim w ogóle zadawać. Odchodząc w stronę przystanku przyrzekłam sobie, że już nigdy więcej nie powtórzę tego błędu.


*************************

Wiem, że nie dodaję ostatnio postów zbyt często. Jednak w szkole mam bardzo dużo nauki, kartkówki i sprawdziany mam już pozapisywane na cały miesiąc i po prostu nie wyrabiam. Niedługo egzaminy, trzeba się przyłożyć do nauki. Będę się starać dodawać choć 1 post w tygodniu.
Dziękuję ogromnie za (trochę ponad) 500 wyświetleń, oraz tyle komentarzy! To naprawdę miłe, że ktoś czyta moje "bazgroły" ;-)

poniedziałek, 9 lutego 2015

V

To już zaczynało się robić nudne. Gdziekolwiek nie poszłam, czegokolwiek nie zrobiłam, on tam był. Dlatego nie zdziwiłam się jego widokiem. Kątem oka dostrzegłam uciekającą w popłochu do klasy Weronikę. Biedna.
- Długo się już tak przysłuchujesz? - zapytałam obojętnym tonem. Nie byłam zła. Nie byłam zirytowana czy wściekła a tym bardziej przerażona tym, że podsłuchiwał prywatną rozmowę. Przyzwyczaiłam się do jego nudnego i przewidywalnego postępowania.
- Chwilę - odparł.
- Dlaczego musisz mnie nękać? Co ja ci takiego zrobiłam? - zaczęłam. Zadzwonił dzwonek. - Zresztą nieważne.
Nie oglądając się na niego, weszłam do klasy i zajęłam moje stałe miejsce. Patryk powędrował do swojej ławki.
Niecierpliwie czekałam na dzwonek, więc gdy tylko rozbrzmiał jego dźwięk, szybko zebrałam z ławki książkę i zeszyt, chwyciłam długopis, wrzuciłam wszystko do plecaka i prawie wybiegłam z klasy. Nie było to jakieś niespotykane zjawisko, zazwyczaj jako pierwsza opuszczałam salę.
Według tego, co sobie przypominałam, Michał miał na pierwszej lekcji WF. Musiałam się pospieszyć, ponieważ musiałam przejść przez praktycznie całą szkołę, a potem wrócić na lekcję języka polskiego. Gdy wyszłam zza rogu, zauważyłam chłopaka żegnającego się właśnie z Moniką.  Dziewczyna poszła na swoje zajęcia. Monika należała do równoległej klasy maturalnej.
- Cześć. Jak było? Opowiadaj! - mimo wszystko naprawdę chciałam, aby w ich związku układało się jak najlepiej. Ona czasami bywała zrzędliwa i chorobliwie zazdrosna, ale przecież każdy ma jakieś wady.
- Wstyd się przyznać, ale chyba właśnie polubiłem filmy romantyczne - oznajmił, przesuwając z zakłopotaniem ręką po włosach.
On, zatwardziały przeciwnik romansideł. No nieźle.
- Jakim cudem? - zapytałam zdziwiona.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Dziwne, co? Mniejsza z tym, było genialnie. A żarcie w restauracji było pyszne, chociaż nie mam zielonego pojęcia, dlaczego takie małe porcje nakładają na tak wielkie talerze.
Michał rzadko bywał w restauracjach. Jego mama była wybitną kucharką. Zapytaliśmy jej kiedyś, dlaczego nie została nią z zawodu. Odparła, że gotowanie to jej hobby, a medycyna jest powołaniem. Dlatego została lekarzem.
Tata Michała był prawnikiem. Ich syna ciągnęło jednak w zupełnie innym kierunku. Od zawsze marzył o podróżowaniu po świecie. Umiał biegle angielski, niemiecki, rosyjski, francuski i był w trakcie uczenia się japońskiego. Miał talent do języków. W szkole wybrał profil geograficzny. Początkowo jego rodzice nie zgadzali się z tym wyborem, chcieli, żeby został kimś wielkim, a nie zwykłym podróżnikiem czy geodetą, których ostatnio było pełno. Jednak kochali syna i uszanowali jego miłość do poznawania świata.
A ja? Ja chciałam zostać weterynarzem. Uwielbiałam wszelkiego rodzaju zwierzęta i chciałam im pomagać. Miałam też nadzieję, że w przyszłości uda mi się założyć własną hodowlę owczarków niemieckich długowłosych. Kochane psiaki.
- Też nie wiem, o co w tym chodzi. Nie ważne. Jak się podobało Monice?
- Powiedziała, że było nawet lepiej niż się spodziewała - uśmiechnął się. Naprawdę mu na niej zależało.
Odwzajemniłam uśmiech. Kochałam go jak brata. Skoczyłabym za nim w ogień. Byłam osobą, która miała albo serdecznych przyjaciół, albo najgorszych wrogów. Nie uznawałam niczego po środku.
Rozległ się dźwięk dzwonka. Nie udało nam się długo porozmawiać, lecz za trzy godziny lekcyjne miała być długa przerwa.
- Muszę lecieć - rzuciłam na odchodne.
- Pogadamy później - odparł rozanielony. Odwrócił się i wszedł do przebieralni. Ciesząc się jego szczęściem pobiegłam do klasy. Gdy wybiegłam zza rogu, nauczycielka właśnie miała zamykać drzwi. Przechodząc obok niej, zauważyłam jej pełen dezaprobaty wzrok. Często zdarzało mi się ledwo zdążać na lekcje. To nie moja wina, że pięciominutowa przerwa to zdecydowanie za krótko, biorąc pod uwagę rozmiar szkoły.
Po nużących trzech lekcjach nadszedł czas na półgodzinny odpoczynek. Mało, ale zawsze coś. Szłam w stronę szatni, ze smakiem pałaszując pyszną kanapkę z szynką i sałatą. Tym razem miałam ich więcej, na wypadek napadu głodu. Nie chciałam znowu wystawić się na pastwę losu Patryka. Chociaż musiałam przyznać, że sałatka była przepyszna.
Ten chłopak miał jakieś plany wobec mnie. Nie wiedziałam, co nim kierowało. Kiedyś wrogie stosunki, teraz miał wyraźną ochotę zamienić w coś innego. Nie podobało mi się to. Jego intencje z pewnością nie były czyste. Czegoś ode mnie chciał. Pozostawało tylko pytanie - czego?
Byłam już blisko szatni, widziałam siedzących w niej Michała i Monikę. Już miałam do nich podejść, gdy zauważyłam, że wywiązała się między nimi ostra kłótnia. Dziewczyna była cała czerwona, jej twarz wyrażała wściekłość. Mój przyjaciel pozostał jak zwykle opanowany, jednak wiedziałam, że w głębi duszy bardzo to przeżywa. Rzadko się tak bardzo kłócili. Zazwyczaj były to zwykłe sprzeczki, którymi oboje się nie przejmowali.
Nie chciałam im przeszkadzać i postanowiłam, że dam im chwilę prywatności. Zamierzałam usiąść na ławce  tuż obok szatni. Widok, który ujrzałam, zszokował mnie.
Obok ławeczki stał Patryk. Opierał się swobodnie o ścianę. Włosy opadły mu na twarz. Nie to mnie jednak zdziwiło. Chłopak czytał książkę. Z daleka zauważyłam znajomą okładkę. Mimowolnie podeszłam do niego.
- Co czytasz? - zapytałam.
W pierwszej chwili zachował się tak, jakby mnie nie zauważył. Dopiero po chwili podniósł wzrok. Był wyraźnie zdziwiony. Widocznie nie spodziewał się, że to ja kiedykolwiek z własnej woli rozpocznę rozmowę. Tak właściwie, to sama byłam zdziwiona swoim zachowaniem.
Chłopak włożył zakładkę między kartki książki i pokazał mi okładkę. Mimo że domyślałam się tytułu, stanęłam jak wryta. Patryk trzymał w rękach dzieło jednego z moich ulubionych pisarzy, Stephena Kinga. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No co? To już nie wolno mi czytać?
- Ty... Czytasz książki Kinga? - zapytałam powoli. Byłam jego fanką. Stephena, nie Patryka.
- Uwielbiam gościa. A co?
Zamurowało mnie. Miałam zamiar spędzić przerwę w towarzystwie Michała i Moniki. Nawet nie zauważyłam kiedy wywiązała się między nami rozmowa. Bez obrażania się nawzajem, przekomarzań czy niechęci z mojej stronu. Byłam zdziwiona, jakim cudem mogłam z nim tak swobodnie rozmawiać. Zniknęła moja wrogość w stosunku do niego. Wiedziałam, że ten stan nie będzie trwał długo, że swoim zachowaniem niedługo doprowadzi mnie do białej gorączki. Nie zauważyłam wcześniej, że on jest taki ciekawy. Nie zauważyłam też wcześniej, że bez tej wyniosłości Patryk był całkiem interesującym chłopakiem.



czwartek, 29 stycznia 2015

IV

Następnego dnia jechaliśmy do szkoły w zupełnej ciszy. Odpowiadało mi to. Przecież nie staniemy się najlepszymi przyjaciółmi tylko dlatego, że nawet dobrze nam się rozmawiało. To nie głupi film, gdzie wrogowie wpadają sobie w ramiona i wszystko jest cacy. To życie.
Przez całą podróż uczyłam się słówek na angielski. Po powrocie do domu poprzedniego dnia nie miałam ochoty na odrabianie pracy domowej, czy na naukę. W skutek tego próbowałam skupić wzrok na podskakującym na moich kolanach podręczniku. Ciężko mi było cokolwiek odczytać, bo autobus był stary i mocno nim telepało. Dawałam jednak radę, ponieważ uczyłam się często w ten sposób. Bo po co marnować czas wolny w domu, kiedy mam tyle wolnego czasu w drodze do szkoły?
Przez ten cały czas Patryk po prostu się uśmiechał. Co chwilę jednak zerkał na mnie. Nie przejmowałam się jego zachowaniem. Zawsze był dziwny.
Wyszliśmy z autobusu i skierowaliśmy się w stronę szkoły. Szłam swoim zwyczajowym, wolnym tempem. Chłopak dotrzymywał mi kroku, choć w jego wykonaniu było to odrobinę zabawne. Miał długie nogi. W czasie, kiedy ja robiłam dwa wolne kroki, on robił jeden. Wyglądało to trochę pokracznie.
Weszliśmy do szkoły, a następnie do szatni. Na szczęście w środku udało mi się go zgubić. Zmieniłam buty, zdjęłam kurtkę, czapkę i szalik. Był piątek, jedyny dzień, w którym Michał przychodził później niż ja. Jego klasa zaczynała dziś lekcje od drugiej godziny, czyli od dziewiątej. Bardzo chciałam z nim porozmawiać i zapytać, jak minęła rocznica jego związku. Nie chciałam pytać przez telefon. Wolałam pogadać w cztery oczy.
Właśnie szłam na matematykę, gdy usłyszałam:
-Mela!
Jedna jedyna osoba na świecie tak mnie nazywała. Osoba, która w moich przypuszczeniach nie miała do roboty nic więcej, niż zastanawianie się, czy dany kolor szminki pasuje jej do majtek.
Z szatni przepychała się w moją stronę Weronika Marczuk. Naprawdę nie wiedziałam, jakim cudem pozwalano jej się tak ubierać do szkoły.
Dziewczyna jak zwykle miała na twarzy pełny makijaż. Chyba nawet zbyt pełny. Małe, niebieskie oczy okalały doklejane sztuczne rzęsy, oczywiście mocno wytuszowane. Usta, które wyglądały, jakby nie raz przeszły kontakt ze strzykawką, były pomalowane czerwoną szminką. Z natury proste włosy dziś były ułożone w loki. Bluzka z dekoltem i mega obcisłe spodnie. Dziwiłam się, jakim cudem ona może się w nich w ogóle poruszać. Dziwiłam się też, dlaczego dyrektor oraz nauczyciele pozwalają jej się tak ubierać.
- Cześć - powiedziała, gdy do mnie podeszła. Zastanawiałam się, o co jej chodzi.
- Hej - powiedziałam powściągliwie. Od czasu, kiedy ją poznałam, nie rozmawiałam z nią dużo razy. Nie lubiłam dziewczyn, dla których najważniejszymi rzeczami na świecie są kosmetyki.
- Co tam u ciebie?
Podjęłam przerwaną wędrówkę do klasy. Weronika, jakby była moim cieniem, ruszyła za mną.
- Dlaczego pytasz?
Wzruszyła ramionami.
- Z ciekawości - odparła.
- Daruj sobie tą gadkę szmatkę. Nie mam czasu na pogaduszki - w sumie, to gdybym miała wybierać między lekcją matematyki, a gadaniem z tym plastikiem, wybrałabym jednak plastik. Wygrałaby z dość niewielką przewagą, lecz jednak. Nienawidziłam matematyki. Dawałam sobie radę, nawet dobrze mi szło. Ale liczby to liczby, nic ciekawego.
- Masz... Masz może numer telefonu tego nowego, Patryka?
Mimo że byłam jakieś trzy kroki od klasy, stanęłam jak wryta.
- Po co ci jego numer? - zapytałam.
Weronika i Patryk. Ciekawe.
- Bo wiesz... On jest fajny... I ładny...
- Ładna może być dziewczyna. Chłopak, jak już coś, przystojny - odparłam. Nie wiem czemu, ale zawsze, kiedy słyszałam określenie "ładny chłopak" miałam ochotę się roześmiać.
- Dobra, nie ważne. Masz jego numer?
- Nie mam. Dlaczego nie poprosisz  Patryka, żeby ci go podał? To takie trudne do wykrztuszenia?
Według mojego zegarka, dzwonek miał rozbrzmieć za dwie minuty. Dalsza rozmowa z tą irytującą dziewczyną była bezsensowna. Zerknęłam do klasy, szukając tematu naszej rozmowy. Jeszcze go tam nie było.
- A nie mogłabyś ty go poprosić o numer? - poprosiła, szybko mrugając oczami. Może takie triki działają na idiotów, lecz nie na mnie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodała - Tylko nie mów, że to dla mnie!
- Słuchaj - zaczęłam - nie mam zamiaru być twoją wysłanniczką. Jeśli chcesz mieć numer Patryka, to sama sobie go zdobądź -warknęłam.
Kiedy skończyłam, zauważyłam, że oczy dziewczyny były maksymalnie rozszerzone. Jakby dostała wytrzeszczu. Może jednak byłam dla niej zbyt wredna? Jednak wzrok dziewczyny nie był zawieszony na mnie, lecz skierowany na przestrzeń za mną. Odwróciłam się, chcąc zobaczyć, co ją tak przestraszyło. I dostałam odpowiedź. Tuż za mną stał roześmiany temat naszej konwersacji. Patryk.